sobota, 28 kwietnia 2018

Rozdział 2

Kończył się ostatni dzień pracy budowniczych z zamku Redmont. Halt i Will pracowali przy niej prawie tak samo ciężko. Sue również starała się pomagać, ale była jeszcze za słaba, aby wykonywać cięższe prace. Musiała również utrzymywać porządek we właściwej części chaty. To był doprawdy bardzo dziwny początek zwiadowczego treningu...
Gdy słońce zachodziło, robotnicy wnosi meble. Will pomagał Sue wszystko umeblować, a w tym czasie Halt rozliczał się z mistrzem budownictwa.
Izba Sue była stosunkowo mała, ale była blisko łazienki, tak niepopularnego pomieszczenia w tych czasach. Pokój mimo że był mały, był jej. Po prawej stronie stało łóżko z materacem, a na jego końcu drewniana skrzynia zamykana na klucz. Naprzeciwko stało coś w rodzaju biurka, lub toaletki. Po bokach wisiały haki do zawieszenia lamp. W lewym rogu pokoju stała wygodna kanapa z fotelem i niski stolik. Niesamowite, że miała tyle mebli. Obok łóżka stała również niewielka etażerka, a na środku pokoju leżał ogromny, miękki dywan. Na niego nachodziła również owcza skóra, chowająca się lekko pod łóżko. Nie mogła sobie wymarzyć lepszego pokoju. Był klimatyczny i wydawał się jej ogromny. Pod ścianą za drzwiami stała również szafa, gigantyczna w porównaniu do reszty mebli i rozmiaru pomieszczenia. W rzeczywistości była całkiem przeciętna.

piątek, 29 grudnia 2017

Rozdział 1


Abelard wjechał stępem na dziedziniec zamku Araluen. Na środku kamienistej posadzki czekał już „komitet powitalny” w postaci kilku służących i stajennego. Jeden z młodzieńców wysunął się z grupki i powitał zwiadowcę Halta w imieniu całego zamku.
-Will musiał im przysłać wiadomość, że przyjeżdżamy. Wie, że nie lubię takich powitań – pomyślał zwiadowca. Skinął głowa służącemu, aby pomógł zsiąść z konia dziewczynie.
Sue niepewnie przyjęła jego dłoń. Chwycił ją w pasie i postawił na ziemi, kłaniając się.
Przez tydzień Sue podróżowała wraz ze starszym mężczyzną. To był najbardziej niezręczny moment w jej życiu,a może również w życiu Halta. Zwiadowca często zadawał jej pytania dotyczące jej umiejętności i dotychczasowego życia. Nie wiedziała, w jakim calu i nie udało jej się również dowiedzieć w jakim celu Halt zabrał ją w podróż do samej stolicy. Mało się odzywała, a jej odpowiedzi były małostkowe, zwiadowca dowiedział się od niej prawie tyle samo, co ona od niego.
On również zsiadł z konia. Zawahał się przez chwilę, czy nie pójść samemu go oporządzić, ale potrząsnął głową i oddał lejce stajennemu, wyciągającemu po nie rękę. Nie miał na to czasu, chciał załatwić sprawę jak najszybciej, zanim zdąży się rozmyślić.
Skinął głową dziewczynie, aby poszła za nim i podziękował mruknięciem służącym.
Wewnątrz zamku było ciepło, w wielu pomieszczeniach stały kominki i piece, a grube mury utrzymywały ciepło wewnątrz.

wtorek, 28 listopada 2017

Prolog

                Sue Turner, córka tutejszego oberżysty Gregorego z Oberży Wielki Kocioł wyszła o świcie tylnym wejściem, z książkę w ręce. Była ładną, młodą, niską dziewczynom. Uwielbiała wymykać się z domu z samego rana, aby uniknąć parszywych obowiązków w oberży, takich jak roznoszenie jedzenia, czy opiekowanie się młodszym rodzeństwem, którego i tak nienawidziła.
Otóż jej rodzina nie pochodziła z tych normalnych. Turnerowie byli rodziną wielodzietną. Sue posiadała bowiem trzech starszych braci, trzech młodszych i jedną starszą siostrę, oraz trzy młodsze. Młodsze rodzeństwo nie robiło nic poza dokuczaniem jej, cały czas uciekali gdy ich pilnowała i skarżyli rodzicom. A gdy Sue nie potrafiła dopilnować dzieci, czekała ją kara. Starsze rodzeństwo zaś ją gnębiło, razem ze swoimi wioskowymi przyjaciółmi. A to wszystko spowodowane było tym, że uważali ją za dziwadło. Dlaczego? Tylko dlatego, że lubiła czytać książki? Że nie urosła taka jak jej starsza siostra? Geny miała głównie po babci, którą jako jedyną z całej rodziny naprawdę kochała. A również babcia darzyła ją większym zaufaniem niż do całej reszty swoich wnuków. Cały czas przecież powtarza, że Sue jest zupełnie jak ona w czasach swojej młodości.
Obecnie panowała zima, więc Sue podkradła ciepły kożuch z zajęczych skórek swojej mamy. Musiał być okropnie drogi, ale nie przejmowała się tym. Jak się zniszczy, to trudno. Najwyżej dostanie jej się pasem po tyłku, jak zwykle.
Śnieg skrzypiał pod jej stopami a buty zaczynały nasiąkać wilgocią. Tym również niezbyt się przejęła, i tak była już blisko. Zmierzała do swojego ulubionego miejsca - lasu. Tuż na jego skraju rosło jej ulubione wysokie drzewo. W połowie wysokości znalazła idealnie grubą i perfekcyjnie wygiętą gałąź tak, aby mogła swobodnie na niej leżeć i nie bać się o przypadkowy upadek, chociaż i tak nigdy jej się to jeszcze nie zdarzyło.